top of page

Życie jest krótkie! Uśmiechaj się, póki masz zęby :D

  • agathacuper
  • 25 lis 2016
  • 4 minut(y) czytania

Wczoraj w nocy wróciłyśmy z naszych 3-dniowych wakacji. Zaliczyłyśmy najpierw Łask, potem Łódź i (jako wisienka na torcie) Warszawę. Kiedy myślę o tym tripie, mam tylko jedno pytanie: Kiedy kolejny?? Dużo jadłyśmy, mamy dowody w postaci zdjęć, dlatego możemy wam powiedzieć, gdzie najlepiej zjeść :)

No to jedziemy!

W poniedziałek po pracy wsiadłyśmy w Polskiego Busa i dojechałyśmy do Łódź Kaliska, gdzie czekał na nas już najlepszy kuzyn na świecie - Bajo, który zawiózł nas do Łasku, gdzie nocowałyśmy. Tam ciocia zrobiła nam najlepszą kolację ever! Potem jakiś film i lulu. Następnego dnia wyruszyłyśmy do Łodzi pociągiem i zwiedzałyśmy - głównie Manufakturę i Piotrkowską, ale jak się pytałyśmy ludzi, co tu jeszcze jest, to mówili: wielkie gówno. Także stwierdziłyśmy, że w sumie to już pozwiedzane.

Ja jak zawsze chodziłam z moim plecakiem, który jest ze mną od urodzenia. Mama już chciała mi go spalić, ludzie się pytają, czy nie lepiej torbę kupić...ja wiem, że jest już zniszczony i nie wygląda, ale był ze mną w każdej podróży i to jedyna stała rzecz w moim życiu, nazywam to stabilizacją!

Wracając do sedna.

Przyjechał Bajo z pracy i pojechaliśmy do Manekina. I tu się na chwilę zatrzymamy.

Manekin (Piotrkowska 65) - naleśnikarnia, gdzie serwują naleśniki XD ogólnie to pierwszy raz zdarzyło nam się czekać w kolejce do stolika i to jakieś pół godziny. Takie kolejki w środku tygodnia! Ale kiedy się w końcu doczekaliśmy, to ja z Bajem zamówiliśmy naleśnika z schoarmą z kurczaka, a Klaudia jako że nie je mięsa, to wzięła coś innego, ale nie pamiętam, co...no bo bez mięsa to nie ma znaczenia xD A tak serio, to naprawdę pyszne te naleśniki były, jednym najecie się na 100% i ogólnie ceny też nie są złe. Za takiego naleśnika bodajże 15 zł zapłaciłam. POLECAMY!

Następnie pojechaliśmy w odwiedziny do kuzynki, żeby poznać tę ślicznotkę:

Potem ze znajomymi uderzyłyśmy znowu na Piotrkowską, ale tym razem do Pijalni, bo ogólnie to chcemy mieć zdjęcie z Pijalni w każdym mieście w Polsce.

To jest pijalnia w Łodzi. Jeśli chodzi o wieczór, to najlepsze było to, że rozładowały nam się telefony, Nikoletta (u niej miałyśmy spać) pojechała do domu, a my zostałyśmy. Jedyne co miałyśmy, to jej adres. Zawsze coś! Ledwo trafiłyśmy do niej na chatę...trzeba było spać w tym Hiltonie (wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi).

Kolejnego dnia o 7:30 miałyśmy busa do Warszawy, około 11:00 już byłyśmy na miejscu. Co mogę powiedzieć o Warszawie: mają tam super powietrze XD, to bardzo nielogiczne miasto, pełno tam dróg donikąd, ale restauracje to mają super. Po pierwsze, How you doin' - pierwsza kawiarnia inspirowana serialem "Friends". Nie wiem czy to przez sentyment do tego serialu, czy serio jest tam taka dobra kawa, aleeee polecam, polecam, polecam!

Następnie burgery - nasza miłość. Byłyśmy w Barn Burger, dobre jedzenie, choć powiem wam szczerze, że w Moa Burger są lepsze, jakoś te mięso lepiej doprawiają. Aczkolwiek Klaudia tego nie zauważyła, bo nie je mięsa. Ah, tyle ją omija... Jeśli chodzi o ceny, to też w porządku - takie 20 zł trzeba dać.

Po obiedzie trzeba zjeść deser, tutaj pozdrawiamy Agatę, która była z nami też w How you doin, bo dzięki niej dostałyśmy zniżkę na jogurt mrożony, który był naprawdę przepysznyyyy.

Tak się nażarłyśmy, że potem ciężko było się ruszyć, ale to nas nie powstrzymało, żeby wyjść z hostelu wieczorem i iść do tej Pijalni. Oto dowód:

Po tym ciężkim dniu, poszłyśmy spać i wstałyśmy ze spragnionym pokarmu brzuszkiem. Trzeba było iść na śniadanie i tutaj też się zatrzymamy na chwilkę, bo Aioli zasługuje na większą uwagę.

AïOLI Cantine Bar Café Deli - zamówiłyśmy Caffe Latte a na śniadanie Vege Pizze z mozzarellą, pesto, szpinakiem, dynią, jajkiem i fetą. (Szkoda że do imion nie mam takiej super pamięci). Była godzina 12:00, a już każdy stolik był zajęty, obsługa bardzo miła, ceny też w porządku, bo pizza po 14 zł, a kawa 10zł. Ale słuchajcie! Czekamy na nasze zamówienie i nagle czytamy na menu, że jest jakaś promocja, że do każdej kawy - śniadanie za złotówkę. I ogarnijcie, że za te pyszne śniadanie zapłaciłyśmy tylko po 11 zł. Powiem jedno: życie jest piękne! W tamtym momencie byłyśmy najszczęśliwsze. To chyba polecamy najbardziej. Na koniec (wiem, wiem nareszcie) byłyśmy na chińskich pierogach czy coś tam. Szału nie było, dupy nie urwało, ale brzuszek się cieszył.

Tak właśnie spędziłyśmy ostatnie 3 dni. Było naprawdę super, poznałyśmy wspaniałych ludzi, których serdecznie pozdrawiamy, narodziło się kilka świetnych pomysłów, które zrealizujemy w najbliższym czasie, np. teledysk czy kalendarz z sentencjami "Cuper na dziś", także wyczekujcie :) Złapała nas w Warszawie też jakaś dziennikarka, zadała kilka pytań i będziemy w telewizji (nie wiemy, jakiej ani kiedy, bo zapomniałyśmy się spytać. Ale wiedziałam, że przed sławą nie uciekniemy, złapie nas prędzej czy później, to tylko kwestia czasu :P Oprócz bana na śmianie się w autobusie i mojego traktatu o życiu chyba nic złego się nam nie przytrafiło :P A karaoke jak zawsze udane, podsumowuje to komentarz gościa, który nagrywał, jak śpiewamy: "Dziewczyny dały czadu, smutno się na to patrzy, ale słucha się dobrze" XD

Miłego dnia :*


 
 
 

Comments


© 2023 by Salt & Pepper. Proudly created with Wix.com

bottom of page