KRAKÓW - HIPSTERIADA LEVEL MILION
- agathacuper
- 20 maj 2017
- 3 minut(y) czytania

Kolejne wakacje dobiegły końca. Zaczęłam pisać tego posta, jadąc do Wrocławia. Btw. był opóźniony o 184 minuty. Nie wiedzieć czemu, wszyscy byli zdenerwowani, że pociąg się spóźnił. My za to się ucieszyłyśmy. Zdążyłyśmy zjeść obiad, kupić blond farbę do włosów, bo Klaudia postanowiła w końcu poddać się swojej blond naturze. Kilka przykładów na potwierdzenie moich słów:
Sara- To dapalmy i idziemy.
Klaudia- Gdzie ta palma?
Albo niby taka wielka wegetarianka, a jak pani się jej zapytała, jaki sos chce do zapiekanki, to odpowiedziała: SALAMI. Widać, jak cierpi i tęskni za mięskiem...
Tak czy inaczej, do rzeczy. Przyjechałyśmy do Krakowa we wtorek wieczorem i oczywiście od razu zapieksy na Kazimierzu i zdjęcie w pijalni.




Środę spędziłyśmy w Energylandii - genialne miejsce! Trafiłyśmy na piękną pogodę i brak kolejek na rollercoastery. Cena za osobę to 109 zł - spędziłyśmy tam ponad 6 godzin, jeździłyśmy na wszystkim (nawet po dwa razy) i mogę powiedzieć, że warto było. Z roku na rok jest coraz więcej atrakcji, widać, że inwestują. Jedzenie na terenie Energylandii też spoko. Polecam pizzę! My się poczułyśmy jak takie 5-latki. Zdecydowanie polecam odkryć swoją dziecięcą naturę, naprawdę warto!




Moja prawdziwa natura - dojenie :3



Potem wróciłyśmy zmęczone do Krakowa (między Krakowem a Zatorem kursują busy, bilet studencki to koszt 8 zł). Wieczorem zwiedzałyśmy resztę pijalni w Krakowie, potem trafiłyśmy w miejsce zwane Papito. Polaków raczej tam nie spotkasz, zadymione pomieszczenie strasznie, ale czym byłby dzień bez Despacito! Potem już moja percepcja życia była inna niż moje myśli i wróciłyśmy do domu. Kolejny dzien - czwartek. Rano obejrzałyśmy po raz osiemdziesiąty ósmy Step Up 3D, następnie szybkie ogarnięcie i spotkanie z mamą. To była naprawdę inspirująca rozmowa.


Zrobiło się dość późno, więc skoczyłyśmy na najlepsze vege burgery do Krowyrzywej (Sławskowska 8) - genialne sosy!!! Ja wzięłam Jaglaka czy coś takiego i do niego sos ostry i majonezowy. Niebo w gębie <3 Zjadłam to chyba w pięć sekund.

Po burgerach poleciałyśmy na UEK na Juwenalia. Trochę im siadła organizacja, kolejki były ogromne, chyba nie przewidzieli takiego zainteresowania eventem, ale mnie to wcale nie dziwi, był Zeus, Paluch, Quebo, The Dumplings, Lost Frequencies... a bilet tylko po 25 zł. Szybko się jednak zmyłyśmy przez te nagromadzenie ludzi i w drodze powrotnej dostałam oreo, sommersby i okulary. No popatrzcie, jak się cieszę!

Słodziak <3
Tak w skrócie: dziękujemy Sarze za gościnę, mamie za inspirujące spotkanie, Kindze - pomimo zmęczenia się z nami spotkała, nam - za super towarzystwo i całej reszcie, która się przyczyniła, że ten wyjazd był tak udany! Tj. wszystkim hipsterom, pani prowadzącej kota na smyczy. Made my day <3 Jeszcze kilka słów i sentencji, które powstały w Krakowie:
-"Dlaczego mówisz może, skoro chcesz powiedzieć nie?"
-W życiu trzeba zadbać tylko o 3 "S".
-Cuper ma skupienie i cierpliwość 5-latka z ADHD. No co racja to racja.
Miejsca do polecenia w Krakowie, jeśli chcesz dobrze zjeść:
-Krowarzywa, Cupcake corner na Brackiej, Moaburger (Mikołajska), Okrąglak na Kazimierzu (zapieksy królewskie) i 4Dgelatoooooo

Teraz pewnie myślicie, że to już koniec. Otóż nie! Jak zawsze w drodze powrotnej miałyśmy lekki problem. Jak mówiłam na początku, nasz pociąg był opóźniony o 184 minuty, ale w końcu do niego wsiadłyśmy. Jedziemy, jedziemy. Nagle godzina 20:30 jesteśmy przed Opolem a przez megafon jakaś babeczka najspokojniej na świecie informuje nas, że coś tam się zepsuło i mamy jeszcze 300 minut opóźnienia XD Ludzie znowu się zdenerwowali, a my jak to my. Szybko wzięłyśmy rzeczy i opuściłyśmy pociąg, bo w końcu byłyśmy już w Opolu... przecież to blisko. Na pewno są jakieś busy!
Aleeee idziemy przez jakieś zadupie, pytamy się ludzi co i jak i okazało się, że nie wzięłyśmy pod uwagę jednej, PODSTAWOWEJ rzeczy - nie miałyśmy już pieniędzy. Jedyna opcja - łapanie stopa. W ciągu całej drogi powrotnej jechałyśmy trzema różnymi samochodami. Nie jest źle jak na 100 km. Pierwszy gościu tak nam zazdrościł tych przygód, ale miał już żonę i dziecko, wiec niestety jego czas przeminął. Drugiego w sumie nie pamiętam, bo tylko nas na bramki podwiózł, a z trzecim już jechałyśmy do samego Wrocławia. Oczywiście nikt nie chciał się zatrzymać na tych bramkach, dlatego wzięłyśmy sprawy w swoje ręce i pukałyśmy w każde okno, bo wtedy już ludziom głupio jest odmówić :3 Także miałyśmy być o 17:30 we Wrocławiu, byłyśmy chyba o 23.
Trzymamy poziom!
No i takie tam na koniec







Komentarze