Egzystowanie czyli Genua
- agathacuper
- 2 sie 2017
- 2 minut(y) czytania

To ile w końcu można przeżyć w ciągu 3 tygodni?
WSZYSTKO! Żeby wam opowiedzieć całą historię, myślałam nawet o dobudowaniu mini scenografii do tych opowieści, a przynajmniej o dobrze dobranym podkładzie muzycznym, ale wszystko w swoim czasie, na razie jest tylko blog do dyspozycji.
Oczywiście relacji z naszej podróży muszą wysłuchać także ci, którzy nie wykazują żadnego zainteresowania, ale wychodzę ze słusznego założenia, że tak fascynującej historii powinien wysłuchać każdy.
Na pierwszy ogień - Genua. Choć nasz pierwszy przystanek był w Mediolanie, to jednak do Genui mamy pewien sentyment, bo od tego momentu właśnie prawdziwe włoskie wakacje się rozpoczęły.
Słowo, które idealnie opisuje Genuę to egzystowanie. Egzystują tam wszyscy - w każdym wieku i o każdej porze. Na stojąco, na siedząco, czasem nawet na leżąco. Egzekwują przy tym milion przerw na kawę (tzw. coffee break). Ogólnie ciężko znaleźć kogoś pracującego między 13 a 17. Bardzo dobrze wtapiałam się tam w tłum, zobaczcie sami.


Nie chcę nic sugerować, ale to nadaje się na memy.
Tak czy inaczej, tylko kiedy dotarłyśmy do Genui, to poleciałyśmy z najtańszym winem na plażę. Chwilę posiedziałyśmy same na plaży i poczilowałyśmy a nagle poznałyśmy dwóch ziomeczków ze Szwajcarii. Doprawdy fascynujący ludzie, dlatego też spędziłyśmy z nimi cały dzień. Jeden był aż tak przerażająco fascynujący, że zapomniałam o swoim znajomym z couchsurfing (a zaznaczę, że okazało się, że to podobne do tindera). No trudno. Każdemu mogło się zdarzyć. Ale! Co było najlepsze w tym dniu - spałyśmy na plaży, pod śpiworami, słuchając fal odbijających się od skał. Nie udało mi się znaleźć tam noclegu w tak krótkim czasie, bo trochę to wszystko na spontanie wyszło, ale w sumie w parku już spałyśmy... (o tym w kolejnym poście - Mediolan). Rano obudzili nas rybacy, którzy najwyraźniej szli do pracy, a my spakowałyśmy nasze rzeczy, złożyłyśmy śpiwory i poszłyśmy zwiedzać. Nie wyglądałyśmy najlepiej, to zdecydowanie nie był nasz dzień, a już zwłaszcza moich włosów, ale to nic. Było super!




Genova też była super pod względem jedzenia i transportu. Ogólnie nie ufajcie Włochom, kiedy mówią, że coś jest daleko. My zaufałyśmy i autobusem (a w sumie dwoma) dłużej jechałyśmy niż byśmy szły na nogach. No i oni tam słabo znają angielski. Jaki mówią "thirty seven" to chodzi im o "seventeen" a jak się pytałam, gdzie jest toaleta, to kobieta odpowiedziała: "outside" czytaj - upstairs.
Ale jeśli chodzi o jedzenie..................pestoooo <3 Genua słynie z pesto i foccaci. Wierzcie mi - genialne! Także to były tylko dwa dni, ale wspomnienia nie z tej ziemi.



Także tak w skrócie :) I pamiętajcie, 1 zasada egzystowania - powoli!!!!
Chciałam jeszcze napisać drugiego posta, ale już nie zdążę :/ może po weekendzie się uda :)
A tymczasem, do zobaczenia jutro na Woodstocku ^^






Komentarze