top of page

VINOT, czyli Werona

  • agathacuper
  • 9 sie 2017
  • 2 minut(y) czytania

I moje słowa "Kiedyś się przyda" - sprawdziły się 18.07 o godz. 10:49 :D A chodzi o kostkę do gry na gitarze, którą od kilku lat niezmiennie nosiłam w portfelu i zawsze powtarzałam, że kiedyś się przyda, a nikt mi nie wierzył! Ale od początku.

Dzień 1. Przyjechałyśmy z rana do Werony, poszłyśmy na kawkę i lody, i czekałyśmy na naszego hosta, aż wstanie. Około 12:00 już był na nogach i zapraszał do swojego mieszkania. Okazało się, że mieszka w samym centrum - nie bez powodu. Był niewidomy, znaczy dalej jest i bogaty. No ale o tym później. Jak tylko do niego dotarłyśmy, złożył nam propozycję nie do odrzucenia. "Jedziecie ze mną na imprezę w moim rodzinnym domu czy wolicie zwiedzać Weronę i spotkamy się około 23, jak wrócę?" Oczywiście że jedziemy! Przecież jak się potem odnajdziemy, jak on nas nie widzi! Było bezpieczniej jednak pojechać. Ale myślałyśmy, że ta impreza to będą nudy w rodzinnym gronie, a było cudownie! Zostawiłyśmy nasze rzeczy i pojechaliśmy wszyscy razem do jakiejś miejscowości w stronę Bolonii. Przyjeżdżamy na miejsce ok. 15:00 a tu...willa z basenem i wielkim ogrodem. Jego mama nalewa nam picia i częstuje owocami. Piękne miejsce. Ludzie zaczęli się zbierać i wtedy okazało się, że to otwarta impreza i ludzie się w ogóle nie znają i angielskiego też nie znają. Ale to nikomu nie przeszkadzało, bo przecież można na migi pokazać. Ogólnie wszyscy się kąpali w basenie, zajadali się świeżymi owocami i pili zimne piwko. Kiedy już myślałam, ze lepiej być nie może, to jego mama powiedziała: "Siadajcie powoli, bo zaraz kolacja". Pierwszy raz spróbowałam owoców morza dzięki nim. Na koniec włączyli jakiś koncert i nawet jakiś gościu, którego imienia sobie nie przypominam, mi się oświadczył. No i już prawie miałam męża, ale musieliśmy wracać. Ale gdybym nie miała niczego lepszego do roboty, to dlaczego nie? Koniec imprezy, jesteśmy w mieszkaniu niewidomego, ja gram na gitarze.

Dzień 2. Niewidomi mają to do siebie, że wszystko musi być w jednym miejscu, żeby mogli to znaleźć, a ja cały czas jakoś o tym zapominałam i kilka razy by się biedny zabił. Ale rano pyta mnie: "Agata, gdzie jest moja gitara?" Oczywiście nie odłożyłam jej w tamte miejsce, gdzie była. A potem te pytanie, jak już podałam mu gitarę. "A kostka?" No i z kostką było już gorzej, więc szybko wyjęłam moją z portfela i sytuacja opanowanaaaaaa (dokładnie przydała się 18.07 o 10:49). A potem już poszłyśmy zwiedzać Weronę. Kiedy nam się znudziło zwiedzanie, przyszłyśmy do mieszkania i tam czekała na nas niespodzianka. "Dziewczyny, zaraz przyjdzie Moro - mój przyjaciel". No i poznanie tego czarnucha to był najlepszy punkt tego dnia. Po 1, jak Moro mówi, że idzie, to może być za 5 minut, za 4 godziny albo jutro. W tym przypadku był po 5 minutach. Chyba był jakiś sławny, bo miał 2 telefony, które co chwilę mu dzwoniły. Wtedy zjadłyśmy najlepszą pastę z awokado i granitę, którą niewidomy nam postawił. Ogólnie bardzo pozytywnie :) I niewidomy powiedział nam, że możemy pomyśleć życzenie i jak bransoletka pęknie, to marzenie się spełni (miałyśmy 2 bransoletki z Genui) i jednej z nas już się życzenie spełnia. A mówili, uważaj na to, o czym marzysz, bo może się spełnić...no i mieli rację.


 
 
 

Komentarze


© 2023 by Salt & Pepper. Proudly created with Wix.com

bottom of page