Wenecja - czyli same problemy
- agathacuper
- 19 sie 2017
- 2 minut(y) czytania
Muszę przyznać, że Wenecja jest piękna, wręcz magiczna. I wcale aż tak tam nie śmierdzi, jak ktoś mi kiedyś opowiadał! Aczkolwiek wspomnienia raczej nijakie.

Rano (bodajże 18 lipca) pożegnałyśmy naszego niewidomego i prosto z Werony wyruszyłyśmy do Wenecji. Wszyscy nam mówili, że bardzo ciężko znaleźć tam nocleg...ja jakoś nie miałam problemu. Pierwszy gościu, do którego napisałam na couchsurfing, się zgodził. Szczęście? No może nie takie szczęście, nie skakałyśmy raczej z radości w momencie, gdy go poznałyśmy. Ale od początku. Przyjechałyśmy do centrum, wsiadłyśmy do waterbusa (tak, mają tam busy na wodzie i ogólnie jest super, nawet kanary były, ale zdążyłyśmy uciec). Dojechałyśmy do jakiejś galerii sztuki związanej z Biennale di Venezia, bo tam ów host pracował. Zostawiłyśmy u niego plecaki i poszłyśmy zwiedzać.





Zwiedzanie nam trochę zeszło, zwłaszcza że ciągle się gubiłam w tych uliczkach. Wszystkie wyglądały tak samo, a najlepsze jest to, że idziesz, idziesz...a tu droga się kończy. No ogólnie mi to by się nie chciało ciągle szukać wyjścia, już bym chyba wolała przepłynąć ten kanał. Około 17 pojechałyśmy po Leonardo, bo już kończył pracę, zabrałyśmy plecaki i komu w drogę, temu...spritz . Pamiętamy jego jeden, lecz wspaniały tekst. Ja trzymam cole w ręce, on wodę i sałatę, i mówi: "Teraz rozumiesz Agata, jakie życie modela jest ciężkie". Jak już się ogarnęliśmy, to poszliśmy na najlepszego spritza w mieście. Za każdym razem, jak mijaliśmy lustro/okno/cokolwiek, Leo patrzył się w swoje odbicie. W mieszkaniu puścił nam wszystkie programy, w których występował i ogólnie mówił tylko o sobie. Tak, tak, był jakąś gwiazdą, czy coś. Ogólnie szału nie było. Rano zmyłyśmy się czym prędzej na plażę. Leżing, plażing itd. Co chwilę wchodziłyśmy do wody, żeby się ochłodzić, naprawdę piękny dzień się zapowiadał! I nagle pisze do mnie host z Rzymu: "O której będziecie?", ja szybko sprawdzam połączenia, jak tam dojechać. I był tylko jeden pociąg prosto do Rzymu o 15. A była już 12. Więc albo musiałyśmy się zebrać już! W tym momencie! Albo zjeść pizzę.



Kiedy już zjadłyśmy pizzę, doszłyśmy do wniosku, że trzeba skombinować inny transport. No i patrzymy a tu Flixbus jedzie o 23 przez całą noc, tak że rano jesteśmy w Rzymie. No to po naszym dniu na plaży, poszłyśmy szukać jakiejś kawiarni z wi-fi, no i kupujemy bilet...a tu błąd na stronie. Pieniądze nam pobrali, ale biletów nie przysłali. Dzwoniłam na infolinię, ogólnie lipa, bo mówią, że teraz to już tylko trzeba czekać na zwrot. A tak jakby nie miałyśmy, gdzie spać. Trochę z nudów, trochę ze strachu i trochę z braku wyjścia wybrałyśmy się na tego busa (bez biletów). Przyjechał, próbowałam zabajerować, ale no niestety trafili się typowi służbowcy i nie chcieli nas wziąć, zadzwonili na infolinię i w rezultacie musiałyśmy kupić bilety na miejscu za dodatkową opłatą 30 euro. No ale dzięki temu, że tak często do nich dzwoniłyśmy, to pieniądze zwrócili już następnego dnia. A my bezpiecznie spałyśmy sobie w busie calutką noc. Aha, i Klaudia się obraziła wtedy.






Komentarze