top of page

Benvenuto a Torino/Erasmus

Podróżowanie kosztuje i nie mówię tylko o pieniądzach. Kosztuje wiele więcej: rezygnację z codziennego życia, czas, poświęcenie... Ale dostaje się w zamian coś bardzo cennego. Coś, czego nie można kupić. Pozwólcie, że zacznę od początku.

Przyleciałam z Warszawy do Turynu, potem wsiadłam w autobus SADEM (6,5 euro), który zawiózł mnie do Porta Nuova (dworzec). Następnie z Gabri pojechałyśmy autobusem do mojego nowego mieszkania. No i pokrótce: mieszkanie wielkie w dobrej lokalizacji z wysokim standardem, mój pokój jest super, a właścicielka, z którą mieszkam świetna kobitka po 50, która nie mówi po angielsku. Do tego ma dwa koty. Plus jest taki, że nawet lubię koty i szanuję, one mnie też, więc nie wchodzimy sobie w drogę.

Wypiłyśmy z Elizabettą herbatę, nie zdążyłam się nawet przebrać, bo już jechałyśmy z Gabrielą zwiedzać miasto. Na jakimś placu spotkałyśmy się z rodzicami Gabri i jej siostrą, poszliśmy na spacer i potem już na kolację. Najpierw przekąska - pierożki chińskie, a po 21 - pizza <3

Czas tak szybko leciał, że nawet się nie obejrzałam, a była już 23:30 a rodzice Gabrieli mnie odwozili do domu. Bardzo miły wieczór, kochana włoska rodzina, która już traktuje Cię jak swoją - wystarczy się dużo uśmiechać. Dziękuję bardzo <3 Vi voglio bene ^^

Ale wracając do tematu głównego. Kiedy za długo siedzę na miejscu swędzi mnie dupka. Już mnie świerzbi, żeby gdzieś pojechać. Tym razem tak nie było. Bo pierwszy raz nie chciałam uciekać, nie miałam przed czym. Było pięknie. Było jak w bajce i co najważniejsze byłam szczęśliwa. I nadszedł ten dzień, o którym do niedawna marzyłam i co? Zrobiło mi się smutno...Bo zostawiam wszystkich, a w szczególności jego. Ale zaraz przypomniałam sobie, dlaczego to było moje marzenie i czemu ten wyjazd jest mi aż tak strasznie potrzebny. Zatem trzeba wziąć się w garść. Jestem tu, decyzja została podjęta, a kości rzucone. Czy jakoś tak. Trzeba to wykorzystać jak najlepiej :)

Zatem teraz zdradzę wam największe korzyści tej podróży.

1) Reset/ustalenie priorytetów

Zawsze kiedy podróżuję czuję mega spokój, reset, pewne zatrzymanie w czasie. Wewnętrznie ustalam swoje priorytety i próbuję znaleźć złoty środek. Tym razem to będzie test dla mnie i czasem po prostu warto zmienić otoczenie, żeby jeszcze bardziej docenić, to co się ma.

2) Nauka języka

Angielski to normalka, ale moim marzeniem od zawsze był włoski. Ale co mi po intensywnej nauce, skoro nie miałam z kim porozmawiać. Zapomina się, a zwłaszcza z moją pamięcią krewetki. A jak powszechnie wiadomo, szybciej człowiek łapie język, jak jest zmuszony go używać w obcym kraju. Mi w tym bardzo pomaga Elizabetta, która jedyne, co umie powiedzieć po anielsku to: my sister, snow i oczywiście wie, jak się przedstawić.

3) Świadomość, że jesteśmy częścią czegoś większego

Ta myśl uczy pokory i uświadamia nam, jak mali jesteśmy. Czasem lubię sobie pomyśleć o innych ludziach- kim są, przez co przeszli, czemu akurat są w tym miejscu. I fascynuje mnie myśl, że nie przez przypadek się tutaj znalazłam. Może mam tu jakieś zadanie do wykonania? :)

4) Bycie tu i teraz

Od 18 roku życia ciągle pracowałam, uczyłam się, rozwijałam pasje, próbowałam nowych rzeczy, spotykałam się ze znajomymi. To mi zajmowało tyle czasu, że nawet nie miałam chwili, żeby się zatrzymać, pomyśleć. Zawsze dokądś pędziłam. Teraz jedyny mój obowiązek to będzie uczelnia. No i czasem pranie, żebym nie wyglądała jak lump. Postaram się to wykorzystać.

5) Wyjście ze strefy komfortu

Podobno prawdziwe życie zaczyna się na końcu twojej strefy komfortu. Zobaczymy. Ale na pewno nowa sytuacja wzmoży moją kreatywność i wrócę z pełną głową jeszcze większych marzeń.

Świat jest piękny. No i warto podróżować chociażby po to, żeby sobie o tym przypomnieć.


bottom of page